Adolf Orzechowicz (wśród rodziny i znajomych zwanym Dolkiem) urodził się w Sądkowęj, małej miejscowości leżącej w parafii Tarnowiec w powiecie jasielskim. Był najmłodszym synem małżeństwa Władysławy i Władysława Orzechwiczów.
Rodzina Orzechwiczów wiodła skromne, aczkolwiek dostatnie życie. Dzięki stałej pensji ojca Adolfa oraz niewielkich dochodów z rolnictwa, do ich domu w tych ciężkich powojennych latach nie zaglądał głód.
Adolf uczęszczał do szkoły podstawowej w Tarnowcu, a po jej ukończeniu rozpoczął edukację w Zasadniczej Szkole Zawodowej w Jedliczu.
Już jako bardzo młody chłopiec interesował się literaturą, folklorem i tradycją ludową. Uwielbiał również czytać klasykę polskiej literatury ale znał również Biblię. Jego ulubionymi pisarzami byli Henryk Sienkiewicz, Bolesław Prus, Eliza Orzeszkowa, Adolf Dygasiński.
Adolf uwielbiał również spędzać wolny czas na łonie natury, bacznie obserwując przyrodę. Poznawał okoliczne tereny, wędrując brzegiem pobliskiej Jasiołki, wspinając się na wzgórza, przemierzając miedzami pól i łąk. Wyprawy do lasu sprawiały mu niespotykaną radość. Tam czuł się wolny, tam obcował z naturą i podziwiać jej piękno.
Fascynacja przyrodą, życiem wiejskim, folklorem, i obyczajami regionalnymi wzięła się ze słuchania opowieści podczas wędrówek z ojcem po lasach, w trakcie słuchania opowieści starych babek w spotykających się w domu rodzinnym oraz ze słuchania opowieści mieszkańców okolicznych wiosek. Najpierw je zapamiętywał i opowiadał podczas biesiad i wesel, a następnie zaczął je spisywać.
Miał fenomenalną pamięć, dzięki której wszystkie zasłyszane opowieści potrafił zapamiętać, a później przenieść na papier. Od dziecka był bardzo bacznym obserwatorem miejscowych zwyczajów. Przez lata tworzył słownik, który zawiera słowa, powiedzenia i przysłowia typowe dla regionu jasielskiego, z którego się wywodził. Jeszcze w czasach jego młodości ich dom rodzinny często był odwiedzany przez sąsiadów, znajomych, czasami byli to starsi ludzie, którzy opowiadali ciekawe historie dotyczące ich przodków, obrzędów i tradycji. Znał doskonale własne drzewo genealogiczne do kilku pokoleń wstecz.
Początkowo swoje utwory i zapiski chował głęboko do szuflady. Dopiero w połowie lat 90-tych XX w. opublikował pierwsze opowiadanie w „Nowym Podkarpaciu”. Jego utwory ukazywały się również na łamach „Nowin”, „Wieści” oraz „Ziemi jasielskiej w obiektywie”. Pisał językiem prostym, zrozumiałym dla czytelnika nie tylko z wioski, ale również miasta.
Adolf Orzechwicz był człowiekiem wesołym i towarzyskim. Bardzo lubił żartować. Zapraszany na wesela bawił gości dowcipnymi przyśpiewkami oraz opowieściami.
Jego czysty i schludny dom pełen krochmalonych serwet, poduszek i obrazów był zawsze otwarty dla wszystkich. Chętnie odwiedzała go rodzina, przyjaciele, sąsiedzi i znajomi. Bawił wszystkich swoimi znakomitymi opowieściami, ale potrafił też cierpliwie wysłuchiwać, udzielić porad i wspierać na duchu. W Jego domu panował swojski klimat, jakby czas wolniej płynął, troski i kłopoty zostawały przed progiem, a on gościł wszystkich swoim uśmiechem i herbatą miętową. Miał rzadki dar „nienarzekania”. Materializm i pogoń za nowoczesnością były mu zupełnie obce. Chociaż żył skromnie na finanse nigdy nie narzekał i potrafił się wszystkim i ze wszystkimi dzielić.
Adolf Orzechowicz był tradycjonalistą. W XXI w. spał na sienniku wypchanym słomą. Część swoich ubrań trzymał w starych, bogato malowanych skrzyniach. Jedną z nich jeszcze jego matka dostała na wiano od swojej matki, dla której z kolei ta skrzynia także była schedą po swoich rodzicach. Miał w domu dwa stare kaflowe piece wybudowane zaraz po wojnie. W komorze trzymał sąsieki, a do codziennej pracy domowej używał cebrzyków, glinianych garnców, dzieżek, żaren, maślniczki, cepów.
Będąc człowiekiem bardzo inteligentnym, znał nowinki techniczne, ale nigdy nie przekonał się do nich. Zamiast rozmów telefonicznych wolał spotkania towarzyskie, zamiast serfowania w internecie wolał przeczytać książkę, napisać jakieś opowiadanie albo rozwiązać krzyżówkę bądź sudoku. W rozmowach używał pięknych, archaicznych słów i wyrażeń, których znaczenie musiał wyjaśniać swoim rozmówcom. Tradycyjnie swoje dysputy lubił urozmaicić ludową przyśpiewką lub przysłowiem.
Takiego Adolfa Orzechowicza zapamiętamy. Siedzącego na ławce pod drewnianych domem, własnoręcznie kolorowo pomalowanym. Każde okno jego domu zdobiła donica z kwiatami, czysta firanka lub zazdrostka. Dom otaczał starannie przycięty żywopłot, a on z refleksyjnym spojrzeniem zastanawiał się i zadawał filozoficzne pytanie: „świecie dokąd tak pędzisz?”. W ręku trzymał „Placówkę” Bolesława Prusa, bo kolejny już raz i nie wiadomo który, postanowił przypomnieć sobie losy Ślimaka.
(fragment z książki “Tarnowieckie godania”
Dodaj komentarz